Twoja wyszukiwarka

środa, 30 kwietnia 2008

Chorobowe

Kończę powoli część stażu na ortopedii i w związku z tym mam różnego rodzaju "zaliczenia". Tydzień temu przygotowywałem prezentację ciekawego pacjenta, miałem test z radiologii ortopedycznej, zaliczałem konsultację w "klinice złamań" i w tym tygodniu przygotowuję prezentację artykułu o operacyjnym leczeniu złamań szyjki kości udowej. A poza tym zwyczajna praca, raz lepiej, raz gorzej... A propos zwykłej pracy, ostatnio kilka razy zdarzyło się, że drugi House Officer z drużyny zadzwonił rano, że jest chory i nie przyszedł. A to raz był po dyżurze, a to raz sam przygotowywał prezentację. Jako, że jest nas w drużynie dwóch, automatycznie mam wtedy dwa razy tyle co zwykle rzeczy do zrobienia, kiedy jeszcze nie zjawią się panie pobierające krew zaczyna się robić naprawdę "ciasno". Dodatkowo jest to mój kolega i wiem, że następnego dnia wychodzi na imprezę na miasto albo spotykam go siedzącego w bibliotece i przygotowującego prezentację... Zbyt chory by pracować, ale na to sił mu wystarcza. Czy tylko ja mam podejście, że nawet kiedy kiepsko się czuję powinienem iść do pracy, że pacjenci potrzebują mojej pomocy? Na razie nie chcę być taki jak inni, dam radę zrobić jedno i drugie, tylko na ile takiego samozaparcia wystarcza?

czwartek, 3 kwietnia 2008

Nowe, niekoniecznie miłe doświadczenia.

Wystawiałem dzisiaj mój pierwszy Death Certificate i Cremation Form. Wystawiając dokument o śmierci w Anglii trzeba być bardzo szczegółowym i precyzyjnym, inaczej biuro coronera odezwie się z prośbą o wyjaśnienia. A na co właściwie zmarł ten pacjent? Miał wiele chorób, ciężkie zapalenie płuc, udar, był starszy, jelita odmówiły współpracy i jeszcze złamał kostkę, a może coś jeszcze o czym nie wiemy? Może miał nowotwór płuc a zapalenie było tylko przykrywką? Ale czy warto robić sekcję, rodzina z pewnością jest przeciwna i czy ja przypadkiem nie fantazjuję? W papierach wszystko musi być jasno i klarownie.
Przed kremacją trzeba sprawdzić, czy to jest właściwy pacjent, czy na pewno nie żyje i czy nie ma przypadkiem rozrusznika serca, podobno strasznie strzelają w piecu kremacyjnym. Tak naprawdę sprawdzałem czy pacjent na pewno nie żyje, przecież gdy widziałem go ostatnim razem jeszcze żył. Wydawało mi się, że w jego przypadku możemy pomóc, okazało się, że jednak nie.
Jakby tego było mało na następny dzień musiałem przeprowadzić rozmowę z koronerem, okazało się, że trzeba zgłaszać do niego wszystkie złamania, pomimo, że nie było ono bezpośrednią przyczyną śmierci a wyłącznie okolicznością towarzyszącą. A koroner pyta dosyć szczegółowo, na wszystkie jego pytania nie byłem w stanie odpowiedzieć, a akta były już w archiwum, no cóż, trzeba je jakoś wydobyć.

Śmierć człowieka, nie dość, że przykra sama w sobie to jeszcze otoczona wielką stertą biurokracji. RIP

 
Twoja wyszukiwarka