Twoja wyszukiwarka

niedziela, 11 maja 2008

Weekend

Dużo pisałem już o pracy i czasem w ciemnych kolorach, dlatego warto napisać coś o życiu poza pracą. Pracuję tylko w niektóre weekendy, większość z nich mam wolnych i staram się je jak najbardziej wykorzystać. W związku z tym, że klimat na wyspie jest trochę lepszy niż w całej reszcie Anglii i do najbliższej plaży mam w każdym kierunku najwyżej kilkanaście mil wykorzystuję ładną pogodę porównując poszczególne plaże. Można tu znaleźć sporo knajpek z rybami i owocami morza, w większości świeżo złowionymi w okolicznych wodach. Na weekendy organizowanych jest tu sporo nieoficjalnych imprez z ogniskiem ale i porządnym soundsystemem, zazwyczaj w miejscach oddalonych od terenów zamieszkanych i pięknych same w sobie. Tutejsze plaże ciężko porównać z tymi w Polsce, w związku z tym, że jest to ocean poziom wody nieustannie się zmienia (przypływy i odpływy) niektóre plaże mają wysypane kamenie w celu ochrony plaż przed erozją, niektóre jednak są piaszczyste, w okolicy jest też sporo ciekawych klifów (polecam GoogleEarth). Poza tym mam obok mieszkań dla pracowników kort tenisowy, więc mamo, nie tylko ciężko pracuję.

środa, 7 maja 2008

Praca w nowej drużynie - urologia.

Zamiast wolnych 1,2 i 3 maja Anglicy mają wlny zawsze pierwszy poniedziałek maja, wracaliśmy więc po długim weekendzie we wtorek i wydawało mi się, że pracujemy jeszcze jeden dzień w starym teamie. Pojawiłem się nawet na porannym Trauma meeting i byłem maglowany z interpretacji jednego x-raya. Okazało się jednak, że pracujemy już w nowych drużynach, dołączyłem więc do robiących obchód urologów. Słyszałem, że praca na urologii jest dosyć spokojna i rzeczywiście miałem tylko kilku zamiast dwudziestu kilku pacjentów, jestem jednak jedynym house officerem w dużynie, wszystko więc spoczywa na moich barkach. Przed 11 dowiedziałem się, że moge już przyjść na pre-assessment, czyli ocenę stanu zdrowia pacjentów przed operacjami, niestety troche to trwało... Nie wyrobiłem się na spotkanie z przedstawicielami zwiazku zawodowego lekarzy, ale najgorsze było to, że przez ponad godzinę byłem strasznie głodny, gdyż to właśnie pora lunchu. Reszta dnia minęła całkiem spokojnie.
Dziś za to byłem na całodniowym on-call, dobrze, ze nie miałem za dużo do zrobienia z pacjentami z mojej drużyny, ponieważ Ci ostrodyżurowi walili się drzwiami i oknami. Jeden z tych dni, gdy lista rzeczy do wykonania wydaje się tylko wydłużać i ma się ochotę wyrzucić bleep przez okno. Chyba najcięższe jest to, gdy spotyka sięjakiś przypadek po raz pierwszy i nie ma nikogo by powiedzieć, że to jest tak a to tak. Doświadczenie... tylko w ten sposób sięje zdobywa. Na szczęście do 21 udało się uporać niemalże ze wszystkim. Prosta, lecz ważna zasada: First things first.
 
Twoja wyszukiwarka