Twoja wyszukiwarka

czwartek, 20 stycznia 2011

Just one of those days

Uff, co za dzień...
Mimo, że na psychiatrii zazwyczaj jest spokojnie, czasami zdarza się bardziej wymagający dzień.
Wiedziałem, że poziom stresu będę miał odrobinę wyższy niż zazwyczaj, ponieważ prezentowałem przed całym szpitalem jednego z pacjentów na moim oddziale. Dodatkowo miałem dyżur, więc zawsze jest możliwość, że będzie więcej do roboty. Ale dzień zaczął się w miarę spokojnie, wiedziałem, ze mam parę rzeczy do roboty na oddziale i później omówić prezentację z moim konsultantem, tak by on mógł zasugerować jakieś poprawki.
Chwilę przed tym jak miałem się spotkać zadzwoniono do mnie z innego oddziału, iż jeden z pacjentów potrzebuje pobrania krwi i jest to dosyć pilne a nikomu się nie udało, musiałem przełożyć na później badanie jednej z moich pacjentek. Sprawa rzeczywiście nie była najprostsza i wymagała kilkukrotnych prób, czas spotkanie z konsultantem nadbiegał...
Przeprosiłem go za drobne spóźnienie i zacząłem omawiać prezentację, gdy znowu odezwał się bleep - będę potrzebny, aby przyjąć pacjentkę na jednym z oddziałów i to wszystko niedługo przed tym gdy miałem rozpocząć prezentację...
Sprawa oczywiście okazała się nie tak prosta, zarówno pracownicy socjalni jak i pacjentka byli dosyć gadatliwi, gdy czas do rozpoczęcia prezentacji nieubłaganie uciekał. Nie miałem już czasu aby wszystko udokumentować i poszedłem do sali wykładowej.
Jedna z koleżanek zgodziła się potrzymać bleep gdy ja prezentowałem. Mini-wykład poszedł ok, ale widziałem, że bleep się odzywa i koleżanka wychodzi notując moje zadania na po skończeniu prezentacji.
Zabrałem się za to niezwłocznie, stan jednej z pacjentek się pogorszył, wyglądało to na ciężkie zapalenie płuc i w związku z ograniczonymi sposobami leczenia dostępnymi na oddziale zdecydowałem się przetransportować ją do szpitala internistycznego, zamówiłem karetkę itd.
W końcu czas aby coś zjeść, ponieważ pozostałe zaległe sprawy nie były aż tak pilne, kiedy dostaję telefon z oddziału, że ta pacjentka nie wyraża zgody na transfer. Starałem się wytłumaczyć przez telefon, że w tym stanie nie ma ona zdolności podejmowania decyzji i działamy w jej najlepszym interesie, dozwolone jest więc w tym przypadku użycie minimalnie potrzebnej ilości siły. Niestety nikt nie chciał 'na siłę' ratować jej zdrowia/życia, w obawie przed pozwem o pobicie, wybrałem się więc na oddział aby wszystko wyjaśnić. Niestety wszystkie próby przekonania zarówno jej jak i załogi karetki spełzły na niczym, mimo, iż mój konsultant się ze mną w mojej ocenie zgadzał nie mogliśmy w tej sytuacji nic zrobić. Załoga karetki niestety wykazała się niezrozumieniem prawa odnośnie tego typu sytuacji i odmówiła transportu pacjentki, 'aż do momentu, gdy zemdleje i przestanie protestować'. Niestety nic nie dało się w tej sytuacji zrobić podjęliśmy więc próbę leczenia jej dostępnymi nam środkami.
Udałem się na inny oddział aby wykonać zaległe zadania, po drodze spotkałem osobę, która zachowywała się dosyć podejrzanie, zapytałem więc czy mogę w czymś pomóc. Z rozmowy wynikło, że chciała znależć jeden z oddziałów aby zostać na niego przyjętą, ja wiedziałem, że ten oddział był pełny. W jaki sposób ta Pani tam dotarła (szpital jest w dosyć oddalonym i odizolowanym miejscu) i co dalej z nią zrobić pozostawało zagadką ;) Na szczęście miała list, iż była oceniona tego samego dnia i miała być odwiedzana w domu przez jedną z drużyn własnie tym się zajmującą, zorganizowałem więc transport z powrotem do domu, co za dzień...
Później starałem się nadrobić wszystkie zaległości, ta pacjentka z ciężkim zapaleniem płuc wydawała się odrobinę poprawiać, ale nie prognozowałem całej sytuacji zbyt pozytywnie.
Czas aby udać się do domu.

P.S. Następnego dnia okazało się, że ta stan pacjentki z zapaleniem płuc pogorszył się w nocy i nieprzytomna została pilnie przetransportowana na internę, tak jakby o tym wiedziałem i starałem się zapobiec, ale czasami z systemem się nie wygra, na szczęście po kilku dniach doszła do siebie.

3 komentarze:

piotr lalik pisze...

Ja cię chłopie podziwiam, nie mam z medycyną w życiu nic wspólnego (no chyba że jestem chory) ale jak czytam Twój pamiętnik i próbuję sobie wyobrazić to wszystko, postawić się na Twoim miejscu to dostaję gęsiej skórki...

Wiktor (victor) pisze...

ciekawe na ile to moj talent pisarski a na ile to co na prawde sie dzieje ;) pzdr

szara pisze...

są takie dni na oddziałach kiedy człowiek nie wie od czego zaczać... ale ja lubię takie dni :)

 
Twoja wyszukiwarka