Twoja wyszukiwarka

wtorek, 1 stycznia 2008

Tydzień trzeci, Poniedziałek.

Po weekendzie , w związku z tym, że nasz Konsultant dyżurował, przybyła cała rzesza nowych pacjentów, na dodatek rozrzuceni po różnych oddziałach, sam obchód zajął jakieś półtora godziny, a na dodatek byłem on-call… Po jakimś czasie uporaliśmy się jakoś z wszystkimi problemami pacjentów, kiedy dowiedziałem się, że jeden z pacjentów podczas weekendu zmarł. Było to dosyć szokujące, ponieważ co prawda miał rozległą operację, ale przed nią poza nowotworem był całkiem zdrowy, sam go zresztą badałem przy przyjęciu. I wydawało się, że jest w coraz lepszym stanie po operacji, ale trudno, trzeba się z takimi rzeczami jakoś pogodzić i starać się pomagać następnym pacjentom. Pierwszy raz tego dnia zadzwonił mój bleep, jakaś pacjentka z martwiczą stopą cukrzycową, miała silne bóle i pieczenie, kazałem więc ją przysłać na izbę przyjęć. Stopa nie wyglądała tak źle jak się spodziewałem, ale pani wyraźnie cierpiała, i to z wielu powodów, na dodatek miała bardzo wysoki cukier, trzeba było jej pomóc, kawałek po kawałku. W międzyczasie dostałem telefon z prośbą aby przyjąć kolejną pacjentkę. Z pomocą mojego Registrara, zdecydowaliśmy, aby wysłać pierwszą panią do domu, ponieważ sprawdzony Dopplerowo dopływ krwi do stopy był zadowalający i w związku z tym trzeba było przede wszystkim zadziałać na poziom cukru i ból. Drugą pacjentkę jednak trzeba było przyjąć na oddział, miała bóle i narastającą żółtaczkę, trzeba było zrobić jej dokładniejsze badania. Cała robota z przyjęciem pacjentki na oddział, zbadaniem, pobraniem próbek krwi i przepisaniem leków zajęła mi sporo czasu, zorientowałem się, gdy było już godzina po wyznaczonym końcu mojego dyżuru, musiałem więc przekazać wszystkie moje sprawy zmieniającemu mnie stażyście. Uff, jakoś udało się przeżyć ten dzień.

Brak komentarzy:

 
Twoja wyszukiwarka