Twoja wyszukiwarka

piątek, 21 grudnia 2007

Dzień czwarty.

Zaczął się całkiem spokojnie, głowa trochę ciężka, bo spotykałem się wczoraj wieczorem z innymi stażystami i krótko spałem, ale nic nie zapowiadało nadciągającego sztormu. Po załatwieniu wszystkiego na oddziale poszedłem do Educational Centre na jakąś prelekcję, gdy odezwał się mój bleep, na oddziale czeka pacjent i muszę go przyjąć i przygotować na jutro. Po rozmowie i zbadaniu starszego pana zacząłem załatwiać jego papiery, i okazało się, że jest tego troszeczkę, dodatkowo zacząłem czuć się raczej słabo, bo nie jadłem lunchu. I wtedy zaczęło się na dobre, trzeba zrobić to, to i tamto. A bo leki, które wypisałem mają być w inny sposób wpisane, trzeba podpisać badania, wpisać wyniki, a tu trzeba jeszcze wkłuć wenflon, a tu trzeba krew na badania pobrać, itd. Na powstanie problemu zawsze składa się wiele czynników, w moim przypadku są to: odmienne zasady pracy i brak znajomości systemu, ogromne obłożenie pracą, kwestie języka zmęczenie i pewnie jeszcze inne. Płaca jest tutaj nieporównywalnie większa, ale wydaje mi się, że proporcjonalna jeśli porównamy odpowiedzialność i ilość pracy do wykonania przez brytyjskiego lekarza stażystę. Gdyby nie pomoc innych, nie dał bym rady zrobić wszystkiego za co odpowiadam. Praca i odpowiedzialność lekarza jest naprawdę ciężka. Jutro jestem on-call, podobno dużo większa ilość pracy niż normalnie -jak mówi powiedzenie- „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”.

Brak komentarzy:

 
Twoja wyszukiwarka