Twoja wyszukiwarka

sobota, 22 grudnia 2007

Dzień Piąty.

Pierwszy on-call day. Więc o co w tym całym „on-call” tak naprawdę chodzi, że wszyscy tak panikują na sam dźwięk tego słowa? Generalnie chodzi o to, że poza zwykłymi pacjentami, którymi się zajmujesz masz jeszcze bonusowych. Otóż dzwonią do Ciebie GP (lekarze rodzinni) i mówią, że mają takiego i takiego pacjenta, żeby go zbadać chirurgicznie, prosisz aby wysłać pacjenta na A&E (Accidents and Emergency). Ty organizujesz dla pacjenta łóżko i po jego pojawieniu się badasz go, pobierasz krew/zakładasz wenflon, wypisujesz płyny i leki, później kontaktujesz się z dyżurującym lekarzem, który jest starszy stażem, aby go obejrzał i zdecydował o dalszym postępowaniu, później oczywiście zajmujesz się tym pacjentem na oddziale. Jest to bez wątpienia dużo więcej roboty niż dyżur podczas stażu w Polsce. Szansa wezwania na A&E przynajmniej kilkukrotnie w ciągu dyżuru była duża, a prawdopodobieństwo braku wiedzy o tym, co należy zrobić, znacznie większe.
Mój pierwszy dyżur przebiegał na szczęście dosyć spokojnie, zajmowałem się swoimi pacjentami i przyszedł pierwszy pacjent przeniesiony z interny w związku ze zmianami stwierdzonymi podczas gastroskopii. Musiałem upewnić się, że będzie miał wykonane zlecone wcześniej TK, przepisać mu płyny i zająć się nim dalej. W międzyczasie dowiedziałem się, że za niedługo na A&E zjawi się pacjent, którego będę miał obejrzeć. Chwilę później spotkałem studenta ostatniego roku medycyny, który chętnie chciał zobaczyć co robię i mi pomóc. Pobraliśmy wspólnie krew od kilku pacjentów, gdy zadzwonił mój bleeper – właśnie zjawił się pacjent. Zeszliśmy więc razem na A&E, krótki wywiad, badanie i zjawił się chirurg on-call, okazało się, że można pacjenta odesłać, zostawić go na antybiotykach i poczekać co będzie się działo później. Reszta dnia przebiegała spokojnie, nawet pomimo bleepa, który dostałem w trakcie lunchu. Na pół godziny przed końcem dyżuru chirurg zapytał mnie co robię później, bo mógłbym mu asystować w operacji wycięcia wyrostka. Musiałem zjeść jakąś kolację, dał mi więc na to 30 minut. Wróciłem szybko do domu i zacząłem przygotowywać kolację, gdy na 10 minut przed końcem dyżuru zadzwonił beeper. Kolejna pacjentka, której już i tak nie zobaczę, ale ok, przekażę wszystko zmieniającemu mnie doktorowi. Musiałem się sprężyć, aby wyrobić się jeszcze na czas na salę operacyjną, na szczęście anestezjolodzy zrobili sobie przerwę, więc jakoś to się udało. Jako, że nie zamierzam być chirurgiem, mój pobyt na Sali operacyjnej zawsze ograniczał się do oglądania i ewentualnie niewielkiej pomocy, tym razem byłem pierwszym asystentem chirurga. I było całkiem spoko, operujący doktor ma bardzo pedagogiczne podejście i nie denerwował się, gdy robiłem coś nie dokładnie tak jak on chciał. Wycinany wyrostek okazał się wyjątkowo długi (ok. 15cm), tak samo jak przedłużyła się jego operacja, skończyliśmy kwadrans przed 20, gdy o 20 mieliśmy wychodzić na spotkanie wszystkich pielęgniarek, recepcjonistek, lekarzy i innych pracujących na moim oddziale. Więc znowu pośpiech, ale jakoś się udało. A opisanie tego co się działo na samej imprezie wymagałoby chyba oddzielnego pamiętnika ;)

Brak komentarzy:

 
Twoja wyszukiwarka